Urodziny 17DSH

2-3 października, w budynku I Liceum Ogólnokształcącego odbył się biwak z okazji urodzin 17 DSH "Na Tropie..." W imprezie brały udział 7 DSH ze Złotowa, 5 DSH z Tarnówki i oczywiście organizatorzy - 17 DSH Złotów. Całość rozpoczęła się o 17.47 apelem wraz z odczytaniem rozkazu. Później wszyscy uczestniczyliśmy w biegu "Tort urodzinowy babci Heli". Niestety zaskoczył nas deszcz rodem ze Szkocji, więc wszystko trzeba było przenieść do środka. Zadaniem drużyn było zebrać składniki na tort urodzinowy dla 17 DSH. Zebrać je było bardzo trudno, bo ich posiadacze byli niezbyt mili, niedosłyszący i czasami mówili gwarą. Pan Stasiu (dh Maciek) dużo krzyczał, ale jest fanem harcerskich piosenek. Pani Hania (dh Iza) mówiła niezbyt wyraźnie, ale wykazywała pełen podziw dla znawców grzybów. Pani Bogusia (dh Kamila) bardzo szybko się obrażała, ale dało się ją udobruchać pląsami i zabawnymi historiami. Pani Eugienia (dh Iwona) słabo słyszała, ale wystarczyła ciekawa scenka i już składnik należał do drużyny. Kiedy już drużyny zdobyły swoje produkty, wzięły się do robienia tortów. Około 20.00 przyszli wszyscy zaproszeni goście i rozpoczęło się świeczkowisko. Wśród zebranych znaleźli się rodzice członków 17 DSH, a także wszyscy bliscy naszej drużynie. Dh Maciej powspominał stare czasy i podziękował wszystkim przyjaciołom drużyny. Dh Ola, jak niemal zawsze, opowiedziała nam gawędę. Było dużo piosenek i dużo wspominania. Nie ma żadnych wątpliwości - wszystkim zebrało się na sentymenty. Na koniec jeszcze dh Komendantka i dh Kuba w imieniu swoich drużyn wręczyli 17 DSH prezent - torty urodzinowe ze świeczkami.
Po świeczkowisku wszyscy poszli na poczęstunek i wspólne oglądanie zdjęć. Kiedy już pożegnaliśmy gości, śpiewaliśmy i rozmawialiśmy. Planowany był nocny bieg po mieście, ale pogoda pokrzyżowała nam plany i nocny bieg zorganizowaliśmy w szkole. Uczestnicy musieli m.in. zmierzyć się z alfabetem Morse'a i rozwiązać zawiłe równania matematyczne. W środku nocy nabraliśmy ochoty na obejrzenie filmu, i po długich przygotowaniach wreszcie coś włączono. Rankiem ciężko było nam otworzyć oczy, a przez długi czas wszyscy snuli się w ogromnym bezładzie i nieogarze. Jednakże kadrze udało się zebrać w sobie i zakupić śniadanie. Każdy dostał nawet jogurt ekstra. Po śniadaniu był jeszcze jeden bieg "Roztargniony drużynowy", uczestnicy mieli za zadanie zebrać wszystkie części munduru, które podczas tego porannego bezładu zgubił drużynowy. Wszystkim udało zwrócić się te cenne rzeczy właścicielom. Później jeszcze wszyscy zatańczyliśmy Menueta, dopóki grającemu nie zesztywniała ręka. Na koniec był apel pożegnalny i wszyscy rozjechaliśmy się do domu.
Biwak był udany i jestem pewna, że wszyscy będą go mile wspominać.
Galeria














